środa, 22 kwietnia 2015

Święta III cz.II ,,Spuścizna"

Dwudziestego czwartego dnia grudnia, wczesnym wieczorem Mortonowie i Reedowie siedzieli przy wigilijnym stole. Agnes z Davidem nosili talerze z przystawkami. Wymieniali talerze, szklanki, napełniali puste dzbany. Czasem wstawał też Lea, kiedy widziała, że jest do zaniesienia zbyt wiele rzeczy i uznawała, że młodym Mortonom przydałaby się pomoc.

- Rick, powiedz mi, czym interesuje się twoja córka? - spytała Julia Reed. Miała uroczy i wysoki głos. Nie tak piszczący i irytujący, jak większość słodkawych, wysokich głosów, ale dźwięczny i melodyczny.
Pytanie musiało prędzej, czy później paść. Rick i Agnes byli w tym towarzystwie znani najmniej. Z Richardem i Julią raz na jakiś czas mijali się w pracy, ale jego córkę widzieli po raz pierwszy na oczy.

- Agnes... ma sporo rozbieżnych... bardzo rozbieżnych - podkreślił - zajęć. Gra na pianinie, interesuje się historią i geografią... - Rick zaciął się. Nie wiedział, czy powinien mówić o wszystkim. Nie był pewien, co państwo Reed pomyślą sobie, kiedy usłyszą, że jego dziecko gania za potworami w lesie.

- Tylko tyle? - spytała Julia. Wydawała się nieco zawiedziona, ale nie było w tym niczego, co mogłoby spowodować, że Rick poczułby się urażony ani niczego, co uniżałoby Agnes. - Ma bardzo ładną figurę. Nie uprawia żadnego sportu?

- Jeździ konno - odpowiedział. Ta informacja chyba nie wymagała zatajenia.

- Oprócz tego należałoby chyba jeszcze wspomnieć, że Rick ma u siebie hodowlę pegazów - powiedział Luke. Julia spojrzała na jego brata z zainteresowaniem i znów przeniosła wzrok na Luka. - Prawdę mówiąc, jest to hodowla Rose, żony Ricka, ale pegazy są tam nadal i razem z córką nadal prowadzą skromną hodowlę. Młoda cwaniara ma przez to bardzo dobrą równowagę, kiedy wsiada na zwykłego konia.

- Twoja córka jeździ na pegazach? - spytał mąż Julii.

- Lata - uściślił Rick.

Julia uśmiechnęła się szeroko, zachwycona. David wyszedł z kuchni i przysiadł się do gości.

- Leę też ciągnie do odrywania się od ziemi. Nigdy jeszcze nie latała na pegazach, ale często widuję ją na miotle.

Dale wyszczerzył wszystkie swoje białe zęby.

- Tak ci się wydaje, mamo - powiedział. - Lea siedziała na pegazie, wtedy, gdy przyjechaliśmy do wujka Tony'ego w odwiedziny, na Varmosie. Pamiętasz? To było jakieś cztery lata temu.

- Zdrajca! - krzyknęła. - A Dale oblał ostatni test z historii!

- Skąd ty o tym... - zaczął chłopak.

- Dale! - zawołała mama chłopaka z naganą w głosie. - Dostaniesz szlaban! Do końca zimowych ferii tylko ty będziesz zmywał naczynia.

- Ale mamo - jęknął. - To tylko jeden test, a Lea...

- Lea musi mieć dobry przykład.

- I właśnie dlatego nie dostanie szlabanu?

- Czy ty ze mną dyskutujesz? - Ten ton podziałał na Dale'a jak ostatnie ostrzeżenie. Widział jednak, jak jego mama puściła oko do swojej córki. Kobiety zawsze będą trzymać się strony swojej płci...

W tym samym momencie Agnes postawiła ciężki dzban z parującą herbatą na stole i usiadła pomiędzy swoim ojcem, a Dale'em. Nałożyła na swój talerz jabłecznika i przysłuchiwała się rozmowie. W granatowej, skromnej sukience, która podkreślała jej wąską talię i rozpuszczonych włosach wyglądała zupełnie inaczej niż w szkole. Niekoniecznie poważnie czy groźnie, ale była zirytowana, kiedy kuzyn wymieniał złośliwe uwagi na temat jej wyglądu razem z Shawnem.

- A co ty, Agnes, będziesz robić w drugiej klasie? - spytał Richard. Przed chwilą na to samo pytanie, zadane przez Lucasa, odpowiadała Lea.

- Idzie w nasze ślady - odpowiedział za nią Dale, obejmując ją przyjacielsko lewym ramieniem. Oboje wyszczerzyli się szeroko. Agnes odłożyła widelczyk z ciastem na talerz, uznając, że to będzie musiało jeszcze poczekać.

- Pewnie skończę jak tata i wujek. Prawdę mówiąc, nie widzę siebie w niczym innym.

- To ulubienica profesora Ranulfra, tato - dodał Dale.

- Naprawdę? - spytał Richard. Agnes byłą równie zdziwiona, bo nic jej o tym nie było wiadomo.

- Przecież jesteś dobra z przedmiotu, którego naucza - odpowiedział Dale, widząc jej minę. - To mu chyba wystarcza, prawda?

- Przecież on nikogo nie lubi...

Pan Reed zaśmiał się.

- To fakt, Blaze jest bardzo specyficzną osobą.

- Pracowałeś z nim kiedyś, prawda? - Odrębna rozmowa zaczęła się toczyć między ich trójką. Reszta rozmawiała o planach sylwestrowych i (co dziwiło Agnes) wakacyjnych.

- Tak - odpowiedział Richard. - Byliśmy partnerami przy kilku sprawach dobre siedemnaście lat temu. Nie długo, bo może przez pół roku. Zdążyliśmy się jednak przez ten czas całkiem dobrze poznać i mogę wam powiedzieć, że uczy was piekielnie dobrze wyszkolony i godny zaufania Łowca.

- Który jest już po karierze - zauważył jego syn.

- Mimo to, uważam, że przewyższa swoimi umiejętnościami niejednego Łowcę, który jest teraz pewnie u szczytu swojej kariery. W sumie to pewnie przewyższa większość naszej aktualnej kardy.

- W takim razie czemu uczy nas? - spytała Agnes.

- Zapisał się do Salvadoru pięć lat temu. Wtedy już nie miałem z nim kontaktu. Może odkrył nowe powołanie? - Na ustach Richarda pojawił się tajemniczy uśmiech.

- Nie wygląda na kogoś, kogo powołaniem jest uczenie bandy rozwydrzonych dzieciaków - stwierdził Dale.

- Może to coś osobistego? - zauważyła Agnes.

- Dobrze mówi - stwierdził ojciec Dale'a.

- A co osobistego mogłoby go zmusić do uczenia w tej szkole?

- To samo, co zmusiło poczciwą profesor Esper Stevenson do nauczania magii praktycznej - odpowiedział Dale'owi ojciec. Nikt nie wiedział czemu staruszka naucza w Salvadorze. Wyraźnie ta praca nie była jej celem życiowym.

- W takim razie tacy nauczyciele mogliby zatrzymywać swoją wiedzę dla siebie i ustąpić stanowiska nauczyciela innym czarodziejom.

- Nie wydaje mi się, żeby profesor Blaze uczył źle. Uważam, że jest bardzo dobrym nauczycielem i w pełni zasługuje na szacunek, którego uczniowie mu nie okazują - zauważyła Agnes.

- Mógłbyś brać przykład z koleżanki - wytknął Richard swojemu synowi.

- Nawet pan nie wie o co prosi - zaśmiała się Agnes.

Kilka minut później zgodnie stwierdzono, że jest już czas na otwieranie prezentów. Dorośli wciąż siedzieli przy stole, tylko krzesła odwrócili w stronę choinki. Lea i David siedzieli przy samych pudłach, na ziemi, a Shawn, Dale i Agnes zajęli kanapę. Bentley leżał, głośno oddychając, przy nogach Agnes.

Lea wyciągnęła ręce po pierwszą, większą paczkę. Sprawdziła do kogo należy i podała ją Shawnowi. Z uśmiechem na ustach przejął pakunek i zaczął go otwierać. Dale już miał mu pomóc, kiedy David rzucił w jego stronę średnie, czerwone, płaskie pudło. Wiedział, że jest to książka z twardą oprawą. Już był przygotowany posłać mamie pełne irytacji spojrzenie, ale gdy zdarł papier, okazało się to całkowicie zbędne. Agnes zajrzała mu przez ramię, odstawiając swój na wpół otwarty prezent na kanapę.

Dale w istocie dostał książkę, co mogło być dziwne. Jednak nie była to zwykła książka.

Brain Reed był dziadkiem Dale, Lei i Shawna, ale Agnes dopiero teraz połączyła te fakty. Brain był wybitnym dzieckiem. Podobnie jak Rick, Richard i inni, był Łowcą. W tamtych czasach był to najbardziej opłacalny zawód i do teraz niewiele się nie zmieniło. W tygodniu, u szczytu swojej kariery, potrafił wytropić i zamknąć aż do pięciu czarnoksiężników. Sam stworzył ponad połowę zaklęć pojedynkowych, ale w szkole uczyli się może dziesięciu czy maksymalnie piętnastu z nich. Dla Agnes zawsze był przykładem prawdziwego, wielkiego Łowcy. Nie tylko był najlepszy w swoim fachu. Bardzo dobrze wiedział też kiedy się wycofać. Kiedy brakło mu sił na misjach, przeszedł na emeryturę i cieszył się rodziną w wieku pięćdziesięciu lat. Dziesięć lat później zginął w katastrofie, bo statek, którym płynął na wyspę elfów zatonął. Była to najspokojniejsza śmierć, jakiej doświadczył tak dobry Łowca w całej historii.

W każdym razie, Dale dostał książkę. Była napisana własnoręcznie przez Brain'a i znajdowały się w niej wszystkie stworzone przez niego zaklęcia, z dokładnym opisem jak każde z nich działa, jak je wykonać i jakie ma skutki.

Dale podniósł zszokowany wzrok na ojca. Wiedział, że nigdy się z nią nie rozstaje i nadal mu pomaga w pracy, bo znajduje się w niej wiele przydatnych i groźnych zaklęć.

Shawn był nieco zazdrosny. Z całej siły starał się nie dać tego po sobie poznać, ale gdy Agnes popatrzyła na niego trochę dłużej, widziała, że chłopak zastanawia się, dlaczego to nie on dostał taki skarb rodzinny w prezencie świątecznym. Podejrzewała, że państwo Reedowie brali pod uwagę tylko Dale'a o Leę, bo Shawn wcale nie interesował się aż tak pojedynkowaniem. Owszem, walczył dobrze, ale nie wkładał w swoją walkę serca. Znacznie bardziej interesował się magicznymi zwierzętami, geografią, historią, czy nawet polityką. W sumie to nawet bardzo interesował się polityką.

- Dzięki, tato. - Dale powoli wychodził z początkowego szoku i położył książkę z nabożeństwem na stole przed sobą. Jeszcze na chwilę wlepił w nią wzrok i wrócił do oglądania prezentów Agnes i Shawna.

Agnes dostała skromną bransoletkę z czarnego rzemyka. Podobała jej się właśnie dlatego, że była skromna. Gdyby ktoś postanowił dać jej świecidełko, nie pozwoliłaby sobie tego nosić na co dzień do szkoły (prawdę mówiąc, nie włożyłaby jej chyba nawet na specjalną okazję). Podejrzewała, że ten prezent dostała od Lei lub jej mamy.

David układał swoje prezenty za sobą. Już każdy ze swojego miejsca widział, że na stosiku pakunków znajdują się co najmniej trzy książki. David zawsze dostawał jakąś książkę o tematyce polo. W tym roku Agnes postanowiła być oryginalna i zamiast książki kupiła mu jeździeckie rękawiczki.

Dale trzymał w ręku kubek z rysunkiem wesołej, czekoladowej babeczki z napisem ,,czekolada ci wszystko wybaczy". Nie był pewien na kogo patrzeć z zażenowaniem. Pomógł mu w tym śmiech po prawej.

- Słyszałam, że jesteś jedyną osobą, która lubi czekoladę bardziej ode mnie - oznajmiła śmiejąca się Agnes.

- Zapamiętam to sobie. - Położył kubek zaraz obok książki. Mimo, że starał się grać poważnego, Agnes zobaczyła jak kąciki jego ust mimowolnie wędrują do góry.

Rick zdziwił się, gdy zobaczył srebrny zegarek w małym, beżowym pudełku. Od razu przeniósł wzrok na Agnes i uśmiechnął się szeroko.

Lea, podobnie jak jej mama, dostawała głównie książki. Choć wcale nie wyglądała na osobę, która często czyta. Raczej wcale nie wyglądała na osobę, która jest w stanie usiedzieć w jednym miejscu choćby godzinę.
Właśnie wstała i wyszła na korytarz. Dla Ricka, Lukasa i Richarda prezentów było najmniej, bo wszystkie, które dostali, były tylko od ich własnych dzieci. Poprzedniego dnia mieli wigilię w budynku pracy, gdzie wymieniali się prezentami między sobą.

- Hej, Shawn! - zawołał David, rzucając mu kolejną i zarazem ostatnią pozostałą przy choince paczkę. - Myślisz, że w tym roku wygramy finały polo? - spytał, chwaląc się przy okazji nowo nabytą książką, zatytułowaną ,,Polo: najskuteczniejsze metody treningu".

- Pewnie. Jeśli faktycznie przeczytasz ze zrozumieniem choć jedną z tych książek, które dostałeś, to czemu nie?
David zmrużył oczy.

- A co to niby miało oznaczać?

- David, obiecałeś mi coś. - Lea stała oparta o ścianę ze skrzyżowanymi rękoma. W prawej dłoni miała różdżkę.

Jedyną osobą która się zdziwiła, była Agnes. Dwojga braci przyglądało się z zainteresowaniem, a David w zrezygnowanym geście przyłożył otwartą dłoń do twarzy.

- Masz przecież dwóch braci - jęknął, nawet na nią nie patrząc.

- Dale jest na to zbyt leniwy, a Shawn nie potrafi mi nic wytłumaczyć.

- To niesprawiedliwe! - Na twarzy Davida już nie było ręki. Agnes miała wrażenie, że jej kuzyn się zaraz popłacze. Chyba nie tylko u niej nie ma lekko... - Ja też jestem leniwy - dodał uparcie.

- Przecież nie pójdę do szkoły, nie potrafiąc wyczarować porządnej tarczy... - Lea zrobiła się smutna i poważna. - Będzie tam tylu uczniów silniejszych ode mnie, a ja nawet nie będę się potrafiła obronić. Na pewno szybko skopią mi tyłek, a ja nie będę miała z nimi najmniejszych szans. Jeśli oberwę, to będzie twoja wina, bo nie chciałeś nauczyć mnie, jak się bronić.

Z twarzy Davida zniknął upór. Wstał. Agnes właśnie była świadkiem najczystszej manipulacji. Nie wiedziała, że jest ktoś w stanie robić to tak samo dobrze, jak ona sama. W końcu też była manipulantką i do tego całkiem niezłą.

- Ubieraj się. Nie będziemy walczyć w domu.

- Chcę to widzieć - powiedział uśmiechnięty Dale, wstając. - Idziecie?

David oznajmił ojcu, że wychodzą, by poćwiczyć zaklęcia. Cała piątka wyszła na kilkunastostopniowy mróz.

Na zewnątrz było już ciemno, bo dochodziła godzina siódma. Jednak nie było najmniejszych problemów z widocznością, ponieważ David zaproponował, żeby przeszli na plac treningowy, gdzie w wakacje ćwiczył grę w polo razem z ojcem, lub Agnes. Plac był bardzo dobrze oświetlony, ponieważ w szczególnie gorące dni, często trenował późnymi wieczorami. Teraz podłoże było tam zamarźnięte i twarde. Oczywiście wszystkie upadki miała łagodzić kilkunastu centymetrowa warstwa śniegu.

- Rzucę na ciebie proste zaklęcie pojedynkowe - zapowiedział. - Twoim zadaniem jest się przed nim obronić, tworząc magiczną tarczę. Zobaczymy, co z nią nie gra. - Upewniwszy się, że Lea jest gotowa krzyknął: - Mendacibus!

Dziewczyna wyczarowała tarczę, ale tylko na chwilę. Gdy zaklęcie w nią uderzyło, zniknęła, a Lea pod wpływem siły cofnęła się o dwa kroki. Szybko jednak przygotowała się na kolejny cios. Ta sama sytuacja powtórzyła się jeszcze trzy razy.

- Musisz wyczarować po prostu silniejszą tarczę, Lea - wytłumaczył David. - Wkładasz w nią za mało siły i nie starcza ci ona do końca. Kiedy trafia do ciebie zaklęcie, nie masz już żadnej obrony.

Kolejne dwie próby wypadły lepiej. Jednak nie o tyle lepiej, o ile powinny. Lea faktycznie wkładała w swoją tarczę dużo siły. Spojrzała pytająco na Davida. Powtórzyli jeszcze raz. I kolejny.

- Nie myślisz o niej, skup się!

Skupiała się i wkładała tyle siły, ile tylko była w stanie. Poprawa wcale nie była znacząca.

- Tu nie chodzi o siłę - zauważyła Agnes. - Nie widzicie tego? Trudno jest jej wyczarować i utrzymać tarczę, bo rzuca ją w złym momencie. Za wcześnie. Ja, kiedy uczyłam się rzucać tarczę, robiłam to odruchowo i instynktownie. Broniłam się przed zaklęciem, a nie czekałam z wyczarowaną tarczą, aż w nią uderzy. Dlatego od samego początku wychodziła mi silna i odbijała zaklęcie. Teraz jest już tak silna, że mogę ją trzymać nawet przez pół minuty. Gdyby Lea poczekała chwilę dłużej, a najlepiej, broniła się dopiero wtedy, kiedy zaklęcie będzie kilka sekund przed nią, byłaby w stanie je odbić. Najłatwiej jest nauczyć się tego, rzucając przeciwzaklęcia. To działa na zasadzie odbijania piłki. Jak ktoś rzuca ci piłkę, - zwróciła się bezpośrednio do Lei - to nie odbijesz jej, kiedy będzie jeszcze trzy metry przed tobą. Powinnaś być do tego przygotowana, ale odbijesz ją dopiero, gdy znajdzie się w twoich rękach.

Popatrzyli na Agnes ze zdziwieniem.

- Ty to naprawdę rozumiesz, co? - spytała Lea.

- Uczę się przez cały czas i lubię to - odpowiedziała. - Poćwiczcie na przeciwzaklęciach. David niech cię zaatakuje, a ty odbij jego atak. Później on wyczaruje tarczę i od nowa. Uczenie ciebie teraz rzucania tarczy w odpowiednim momencie byłoby o wiele trudniejsze, a dzięki temu ćwiczeniu wyrobisz sobie odpowiedni odruch.

David i Lea skorzystali z propozycji Agnes. Faktycznie, teraz dziewczyna rzucała zaklęcie o wiele później i z większym wyczuciem.

- Dobre porównanie z tą piłką - zauważył Dale.

- Twój ojciec musi być bardzo dobrym nauczycielem - dodał Shawn.

- Najlepszym - odpowiedziała. - Ale to porównanie akurat samo wpadło mi do głowy. Aż żałuję teraz, że posłuchałam ojca i nie zabierałam ze sobą różdżki na wigilię - mruknęła. - Powiedział mi, że chociaż w czasie świąt mam sobie odpuścić i nie sprawiać problemów. Przecież to forma rozrywki...

Bracia się zaśmiali.

- Co robicie przez resztę ferii? - spytała. Sama była załamana tym, że nie ma żadnych planów.

- Drugiego dnia świąt jedziemy do brata mamy, Tony'ego. - Shawn opierał się o płot i przyglądał ciągłej wymianie zaklęć swojej siostry z Davidem. - Pewnie zostaniemy tam do nowego roku, bo sylwestra też spędzamy u niego. Później wracamy do domu i w sumie... hmm...

- Nic nie robimy, poza niańczeniem Lei - dokończył za niego Dale. - Teraz, kiedy już jej powiedziałaś o tym ćwiczeniu przeciwzaklęć, to ten mały szatan nie da nam spokoju dopóki nie wyjedziemy do szkoły.

- W takim razie, kiedy zacznie chodzić do szkoły, będziecie mieli prawdziwe piekło...

- Nawet o tym nie mów! - Do Dale'a ta wizja przemawiała. - Przysięgam, że jeśli będzie czegoś chciała, odeślemy ją do ciebie.

Agnes się tylko uśmiechnęła. Nie myślała o niańczeniu młodszej siostry Reed'ów jak o czymś uciążliwym. W zasadzie podejrzewała, że uczenie kogoś pojedynkowania się, może jej przypaść do gustu. Sama zaczęła jej się przyglądać. Miała instynkt i na pewno potrafiła wczuć się w pojedynek. Brakowało jej tylko techniki i ćwiczeń w praktyce. Nie miała żadnego doświadczenia.

- A co wy z Davidem robicie? - spytał Shawn.

- Nic produktywnego - odpowiedziała kwaśno. - To znaczy, nie wiem co on robi, w każdym razie, ja z tatą pewnie będziemy siedzieć do końca wolnego w domu. Może nawet pouczę się w końcu z teorii magii.

- W takim razie rzeczywiście, bardzo ambitnie wykorzystany czas - zaśmiał się.

David i Lea skierowali się w ich stronę. Agnes powiedziała, co sądzi o stylu i sposobie rzucania zaklęć przez Leę. Dziewczyna słuchała tak uważnie, że Shawn z Dale'em zastanawiali się, czy nie podmieniono im przypadkiem siostry. Lea wcale nie była skłonna do słuchania rozkazów i próśb. Nie zwracała uwagi na upomnienia i rady, dawane przez starszych braci, lub rodziców. Zawsze sama wiedziała wszystko lepiej i była to nieodłączna część jej charakteru.

Wszyscy powrócili do salonu. Tylko Agnes z Dale'em przeszli do kuchni, żeby zrobić herbatę. Im samym też było teraz niewiarygodnie zimno. Usłyszała jeszcze, jak jej ojciec opowiada jedną z tych żenujących historii z jej dzieciństwa. Widocznie zdążył już się wkręcić w towarzystwo.

Dale usiadł na krześle, przy małym, kuchennym stole, a Agnes postawiła przed czajnikiem siedem kubków. Później oparła się tyłem o blat o spojrzała na chłopaka. Był zamyślony. Chyba nawet wiedziała, o czym myśli.

- Zamierzasz uczyć się przez święta tych zaklęć? - spytała, rozumiejąc przez to, czy będzie czytał książkę, którą dostał od taty.

- Nie wiem. Prawdę mówiąc, mam nadzieję, że kiedy wrócimy do szkoły, to mi w tym pomożesz.
Agnes uniosła brew. Wiedziała, że Dale pojedynkuje się lepiej od niej i ma na ten temat większą wiedzę.

- Przecież ja...

- Znasz więcej zaklęć niż ja i wiesz jak się je tworzy - odpowiedział, wiedząc jak miała się skończyć jej wypowiedź. - Ja sam mogę mieć z tym sporo problemów. No i poza tym, nie mam z kim ich ćwiczyć. Shawn się nie nadaje, bo to Shawn i mało go to interesuje. Martin i David są zbyt leniwi, dlatego, założę się, nie byliby w stanie poprawnie rzucić ani jednego zaklęcia z całego spisu.

- Dale, ta cała książka... to chyba dość prywatna sprawa, nie uważasz? To spuścizna twojego dziadka.

- Być może. W takim razie mam nadzieję, że nikt się o tym nie dowie. - Dale uśmiechnął się do niej lekko, ale był przy tym niezwykle poważny. - Uważam, że praktykowanie tych wszystkich zaklęć samemu to tak jakby... zabrać wszystkie cukierki ze stołu, nie dzieląc się z pozostałymi.

- W tym momencie masz zamiar podzielić się tylko z jedną osobą - zauważyła zaskoczona tym tokiem myślenia.

- To dlatego, że reszty nie ma przy stole - odpowiedział, a na jego usta wkradł się tajemniczy uśmiech.

Było to Agnes na rękę. Bardzo cieszyła ją myśl o tym, że będzie uczyła się bardzo poważnych zaklęć i będzie miała teraz dostęp do wiedzy, o której większość nie ma nawet pojęcia. Tylko czuła, że jest to niesprawiedliwe, wobec całej reszty. Jeśli przystanie na ten układ, nie będzie mogła o tym nikomu powiedzieć, nawet Vivanne. Przypomniała sobie o starszym z braci Reed'ów. Czy to nie właśnie z nim Dale powinien dzielić się tą wiedzą?

- Zgoda - odpowiedziała i odwróciła się do czajnika, by zalać kubki gorącą wodą. Zabrała dwa z nich i wyszła do salonu.

4 komentarze:

  1. Znowu krótszy rozdział, ale... Sympatyczny :).
    Niewiele się rozpisze. Przyznam szczerze, że gubię się w tym kto kim jest xD.
    Z pisaniem poczekam do kolejnego rozdziału, ale...
    ... Coś czuje, że Agnes i Dale zbliżą się do siebie :3. Cały czas mam takie wrażenie.

    Pozdrawiam,
    Q.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak nawiasem, nie mam pojęcia, jak to jest, że te rozdziały wychodzą takie krótkie. Mam nawet na monitorze narysowaną kreskę, jakiej długości powinien być suwak, by post wyszedł normalnej długości i bardzo uważam, żeby się tej kreski trzymać :P

      Usuń
  2. Richard i Julia Reed - rodzice Dale'a, Shawna i Lei. Dodatkowo wystąpił Tony, bart Julii, czyli wujek Dale'a, Shawna i Lei. Ale nie będzie o nim dużo. I jeszcze został wspomniany dziadek-legenda, Brain ;)
    Luke Morton jest bratem Ricka i ojcem Davida. Czyli David jest kuzynem Agnes.
    Też mam zawsze na początku jakiegoś opowiadania problem z przyzwyczajeniem się, kto jest kim i nigdy na początku nie rozróżniam postaci, chyba, że jest ich wyjątkowo mało :D.

    Co do twojego bloga (kiedy pisałaś, że nie wiesz czy zacząć pisać nowego o tej wojnie) to masz jeszcze jedno wyjście... Możesz pod koniec/na początku/w środku kilku rozdziałów (nikt nie powiedział, że muszą być to kolejne rozdziały, możesz to robić zarówno co trzeci, jak i co czwarty, piąty) wtrącić jakiś fragment na temat wojny. Coś tak jakby opowiadania w opowiadaniu. Może zrozumiesz co mam na myśli xd. Może ci pomoże, jeśli powiem, że coś w rodzaju tego, co ja zamieściłam na temat wojen w ,,Haloween". Tylko oczywiście bardziej kompetentnie to zrób xd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuje zapamiętać, najwyżej będę co jakiś czas sprawdzała xD.
      Wzmianka o Wojnie powinna się pojawić parę razy, ale "Runiczne Ostrze" jest tak odrobinę... Wyrwane z kontekstu w całym tym uniwersum xD. Mam np. problem z ustaleniem daty, bo będę mogła to dopiero zrobić, kiedy dojdę do pewnego fragmentu w II części. Zobaczymy jak to wyjedzie :).

      Pozdrawiam,
      Q.

      Usuń