czwartek, 12 lutego 2015

Święta I

Zmieniłam szablon, na poprzedni, bo uznałam, że chwilowo chyba lepiej oddaje opowiadanie :P.Widzę, że jakiś miesiąc, minie rok od mojego pierwszego postu. Aż mi wstyd, jak widzę, że napisałam dopiero tylko tyle. Właśnie kończą mi się ferie, ale wciąż pozostaje mi weekend, na dopisanie kilku rzeczy, a mam cały stos pomysłów. Muszę to trochę nadrobić. I proszę wszystkich czytających o jakąś opinię, bo, ludzie, trudno jest pisać do ściany. A przecież w pisaniu chodzi o to, żeby mieć dla kogo pisać:).



Pierwszy śnieg spadł już pod koniec listopada. W dodatku był przymrozek, co pozwalało na wszelkiego rodzaju zabawy śnieżne. Mimo, że najmłodsze osoby miały po czternaście lat, nie brakło chętnych do lepienia bałwanów, zjeżdżania z górek i bitew z udziałem w kulek ze śniegu. Nagle wszyscy uczniowie cofnęli się o kilka lat i bawili się, aż zbrakło im sił. Gdy tylko powróciły - zaczynali się ganiać na nowo. Nawet trzech nauczycieli wyszło razem ze swoimi uczniami, brać udział w bitwie śnieżnej, w tym ponad pięćdziesiącioletni profesor Gilbert, który nauczał alchemii.

Oczywiście kiedy Danielle zaproponowała wyjście po śniadaniu na zewnątrz, nie było żadnych sprzeciwów. Wszyscy ubrali się w kurtki, czapki, szaliki i rękawiczki, po czym wyszli na dziedziniec, gdzie panowało istne szaleństwo. Wyszli wszyscy z ich paczki: Vivanne, David, Tommy, Shawn, Dale, Agnes, Martin i oczywiście sama Danielle. Tommy szybko przywykł do towarzystwa i stał się jednym z nich. Był wdzięczny, Agnes i Dale'owi, że przez cały czas milczeli i nie pisnęli nikomu ani słówka o małym incydencie podczas halloween. W ogóle zdawali się o tym całkowicie zapomnieć, nie posyłali mu nawet porozumiewawczych spojrzeń, co bardzo doceniał. Nie chciał się czuć jak prawdziwa sierota. Potrafił o siebie zadbać. Potrzebował tylko... trochę czasu.

Pierwszą osobą, która rzuciła śnieżką, była Agnes. Oczywiście jej pierwszą ofiarą był David, bo było do przewidzenia. Chłopak dopiero po czasie przypomniał sobie, że przecież należy się spodziewać wszystkiego na polu bitwy, szczególnie jeśli jest tu jego kuzynka, która zrobi wszystko by doprowadzić go do szaleńczego stopnia zdenerwowania. Jednak uświadomił sobie to wszystko, dopiero wtedy, gdy jego głowa obróciła się o jakieś pięćdziesiąt stopni pod siłą uderzenia. Agnes głośno się zaśmiała. Ten widok był jak niesamowicie zabawny, że złapała się za brzuch i zgięła w pół, nie mogąc powstrzymać kolejnych ataków śmiechu.

- Takie to dla ciebie śmieszne, tak? Ja ci pokażę prawdziwą zabawę - wymamrotał pod nosem mierząc w jej głowę, kiedy nie była w stanie na niego patrzeć.

Była zdziwiona, kiedy oberwała, ale wciąż się śmiała i obserwowała poczynania kuzyna. Właśnie mierzył w nią drugą śnieżką. Wiedząc, że nie zdąży zrobić nic sensowniejszego, zasłoniła się rękoma i krzyknęła, przyjmując cios. Szybko zabrała się za robienie kolejnej śnieżki. Widziała jak dołącza do niego Matrin krzyknęła oburzona:

- Zdrajca!

Martin zrobił taką minę, jakby chciał powiedzieć "Takie życie", ale szybko się wytłumaczył.

- Zjadłaś moje kanapki.

Zaraz po tym poczuła zimną śnieżkę, trafiającą ją w udo.

- Hej! Sam mi je dałeś!

- Bo mnie do tego zmusiłaś! Jesteś manipulantką!

Wiedziała, że nic jej to nie da, więc zawzięcie lepiła kolejne śnieżki, trafiając na przemian to w Davida i Martina. Widziała jak po jej boku staje Dale.

- I właśnie za to masz u mnie plusa - powiedział mrugając do niej. Ćwierć sekundy po tym, już celował w przyjaciela.

Widziała jak ich grupy się powiększają. W pewnym momencie kilka osób się nawet rozdzieliło i powstały trzy drużyny bojowe. W międzyczasie zdążyli pozdejmować z siebie czapki i szaliki. Tommy, Agnes, Dale i Martin zdjęli nawet kurtki, ponieważ to oni walczyli najbardziej zaciekle. Agnes zrobiła sobie wysokiego kitka na czubku głowy, w którym chodziła niemal zawsze. Jednak po chwili bitwy, nic z niego nie zostało. Nie miała czasu się tym przejmować. Wiedziała jedynie, że kilka kosmyków  przykleiło jej się do twarzy. Nagle wpadła na zupełnie genialny pomysł.

- Osłaniaj mnie! - krzyknęła do Dale'a, który zrobił co kazała. W jedną rękę wsadził różdżkę, by odbijać lecące w jej stronę pociski śnieżne, a drugą prowadził bitwę.
 
Agnes zaczęła lepić stos kulek śnieżnych. Dale efektywnie jej bronił i nikt nie mógł się ani do niej, ani do ich nowego zapasu amunicji dostać. Lepiła je zadziwiająco szybko. Minęło może koło pięciu minut, a miała już ułożony stos, sięgający jej go kolana. To znaczy pewnie gdyby wstała, to sięgałby jej do kolana, bo teraz oczywiście klęczała.
 
Kiedy skończyła, stos sięgał już jej do połowy uda. Dale schował różdżkę do tyłu za pasek i podbiegł do Agnes, uchylając się przed śnieżką rzucaną z ręki brata. Widział, jak Agnes wściekle posyła wszystkie swoje kulki w kierunku Davida. Zaśmiał się na ten widok i sam zaczął z tą samą miną ciskać wszystko co było śnieżne i trafiło mu do rąk, w kierunku Shawna.
 
Davida szybko to zirytowało. Wywnioskowali to po tym, co zrobił, a zrobił to całkowicie niespodziewanie. Nawet Agnes nie wiedziała, że jest zdolny do czegoś tak genialnego, że nawet nie miała szans na to, by choćby pomyśleć o obronie.

W jednym, krótkim momencie David wyjął swoją różdżkę i cisnął zaspę śnieżną prosto w Agnes. Padła zdezorientowana pod jej ciężarem na ziemię. Oczywiście śnieg zapewnił jej bardzo miękkie lądowanie. Miała przykryty cały brzuch, łydki i część twarzy. Jednak nie była to gruba warstwa, dlatego szybko zerwała się na nogi. Spoglądała mściwie na kuzyna. Martin, który stał niedaleko Davida, szybko się odsunął, aby nie stać w strefie zagrożenia. Widział stąd dobrze, że nie spodobał jej się jego pomysł.

- Zabiję cię - syknęła.

W tym momencie wszyscy w pobliżu przerwali swoje czynności, by przyglądać się temu, jak Agnes biegnie w stronę bezbronnego Davida i rzuca się na niego, przez co obydwoje padają na zimny śnieg. David nadal był całkowicie nieświadomy wszystkiego co go otacza, ponieważ zdążył odwyknąć od takich ataków. Nim zdążył ją powstrzymać, zadała mu kilka niegroźnych ciosów w klatkę piersiową i jeden w brzuch, który na chwilę pozbawił go tchu. Wtedy chwycił ją za nadgarstki i stanowczo kazał się uspokoić. Podziałało na krótką chwilę, która pozwoliła mu podnieść się na nogi. Spojrzał na nią z góry. Tego znieść nie mogła. Nim nim sobie uświadomił, że nigdy nie można przy niej myśleć, że jest się na wygranej pozycji, poczuł jak kopie go w kolano z taką siłą, że nie miał szans dłużej utrzymać się na nogach i ponownie runął na ziemię. Agnes zdążyła już dawno się zerwać do pozycji stojącej, kiedy on ledwo uklęknął. To również był błąd, choć zdecydowanie mniejszy, niż gdyby postanowił nadal leżeć. Z góry zaatakowała go ogromna fala śniegu. Stwierdził, że musiała być ona spuszczona z różdżki, co ciśnienie było niesamowicie ogromne. Poczuł nawet lekkie zawroty głowy. Mimo, że już leżał, Agnes nadal zasypywała go śniegiem, aż cały się nim pokrył. Kiedy skończyła, zobaczyła, jak jego ręka przebiła się przez ogromną zaspę śniegu w geście poddania. Pomogła mu dźwignąć się na nogi. W tym samym momencie, wszyscy, widząc, że to już koniec ich krótkiej, osobistej wojny, wrócili do swoich zajęć.

- Jesteś niezastąpiona - powiedział ciężko dysząc, po czym mocno ją do siebie przytulił.

Sama zdziwiła się tym gestem. Uniosła jedną brew i poszukała wytłumaczenia na twarzach przyjaciół. Oni sami wydawali się być mocno zaskoczeni zachowaniem Davida.

- Tak wiem - odpowiedziała jakby ktoś próbował ją uświadomić w tym, że dwa plus dwa to cztery, przez co przytulił ją jeszcze mocniej. - Puszczaj do jasnej cholery, śmierdzisz potem!

Dopiero wtedy ją puścił, jakby w obawie o swoje istnienie. Chyba ta lawina śnieżna trochę go wykończyła...
 
Jeszcze przez godzinę rzucali w siebie śnieżkami, zanim weszli do zamku i doszli do swoich pokoi. Wtedy się rozdzielili. Agnes ciągle pozostawała w towarzystwie Vivien i Danielle. Wszystkie były przemoczone do reszty. Wcześniej, jedna ze sprzątaczek (, które oczywiście sprzątały, używając do tego magii) ofuknęła ich wszystkich za to, że znów wszystko będzie przez nich mokre i czeka ją całe mnóstwo roboty. Dopiero teraz Vivien wpadła na pomysł, aby osuszyć się zaklęciem. Agnes dobrze wiedziała, jak muszą teraz wyglądać jej włosy, więc szybko związała je w koka. Wszystkie miały zamiar wziąć prysznic jeszcze przez obiadem.



Agnes szybko ze wszystkim się uwinęła. Na razie byli tam tylko wszyscy chłopcy i Lana. Szybko podłapała temat rozmowy. Już zaczynały się dyskusje świąteczne.

- A wy co robicie podczas świąt? - spytała Dale'a i Shawna.

- Jedziemy do Davida - odpowiedział jej starszy. - Dokładnie tak samo jak rok temu... i dwa, trzy... w sumie to spędzamy razem święta od jakiś pięciu lat.

Agnes nie wiedziała. Dlatego posłała pytające spojrzenie kuzynowi. Zawsze przyjeżdżali do wujka Luke'a w Wigilię, albo drugi dzień świąt. Nie interesowała się tym, co robią w pierwszy dzień. Dla Agnes i jej ojca to było nic innego, jak wspólne spędzanie czasu, przeważnie w różnych miejscach na świecie.

- Wy też wtedy do nas przyjeżdżacie - powiedział.

- Naprawdę?

- Tata do mnie napisał. No i zapomniałbym, mam list dla ciebie.

Agnes się ożywiła. Minął tydzień od napisania do ojca. To musiał być TEN list, na który tak czekała. Widziała jak David wyjmuje ze swojej torby kopertę i podaje je do ręki. Zachwycona przejęła ją i natychmiast otworzyła. Czuła, jak Tommy zagląda jej przez ramię. Nie miała nic przeciwko temu. Co mogłaby ukrywać?

Droga Agnes,
Przepraszam Cię bardzo, że dopiero teraz odpisuję, ale wcześniej nie miałem czasu, a później zupełnie wypadło mi to z głowy. W każdym razie, pogrzebałem trochę w archiwach i moich starych książkach, myślę, że to może Cię zainteresować.
Podczas drugiego ataku na Evereland, kiedy przyjechał Rhiks Silverven, mówiono, że nie wykonywano niesprawiedliwych wyroków na rodowitym ludzie Everelandu. Być może było to prawdą, ale gdy już ich wieszano - to tylko głową do dołu, by po śmierci, nie mogli patrzeć na niebo i nigdy nie zaznali wiecznego spokoju. Jak dobrze wiesz, sposób umierania i pochówek w tamtych czasach były jeszcze ważniejsze niż teraz, więc kary na pewno były nierówne, wobec pochodzenia. Sposób takiego wieszania zapoczątkował właśnie Silverven. Później był on kontynuowany również przez Sansagów, ale wybili oni tylu Everendlandczyków, że nie bardzo interesował ich sposób, w jaki giną. Znacznie częściej praktykowały to elfy.
To wszystkie informacje, jakie mogłyby się przydać do Twojego wypracowania. Nie mam pojęcia, co mógłbym jeszcze napisać ponadto co wiesz Ty. Mam nadzieję, że dostaniesz dobrą ocenę!
Kocham, Tata.


 - I co tam jest? - spytał zaciekawiony Shawn, który już wyciągał rękę po pergamin. Dała mu go.

- Nie napisałaś ojcu całej prawdy? - spytał Tommy, który czytał wszystko razem z nią.

Agnes się zmieszała. Właśnie szły dziewczyny, by przysiąść się do nich.

- Nie chciałam go martwić i zarzucać informacjami. Ma też swoje życie i problemy, bo akurat wrócił do służby. Może później mu powiem, jeśli okaże się, że to coś naprawdę wartego interwencji.

Oczywiście, że to coś wartego interwencji
 pomyślał Tommy. Ona po prostu oszukuje samą siebie, bo nie chce żeby ją odciągnął od tej sprawy. Zobaczyła jak Lana wstaje i idzie w stronę innych znajomych, rzucając, że zobaczą się później. Zgadywał, ale prawdopodobnie nie chciała zwyczajnie podsłuchiwać Przecież w końcu ona nie miała zielonego pojęcia o tym, czym ich grupa się interesuje.

W tym samym czasie, kiedy Agnes nakładała sobie jedzenie na talerz, David i Shawn wymienili wiedzy sobą porozumiewawcze spojrzenia. Podali kartkę jeszcze Dale'owi i Martinowi, kiedy dziewczyny dosiadły się do nich, zajmując wszystkie wolne miejsca.

- Coś ciekawego? - spytała wesoła Vivien, widząc, że prócz jedzenia mają na stole również list. Ciągle trzymał się jej dobry humor, związany z ich wyjściem na zewnątrz. Po chwili Dale podał jej pergaminową kartkę, by mogła ją pokazać dziewczynom. Szybko prześledziły tekst w milczeniu i oddały go Agnes. I zaczęły wypytywać o różne szczegóły.

Dla Shawna było to na rękę, ponieważ on już miał koncepcję, ale nie wszyscy powinni o tym wiedzieć. Nachylił się do Davida, ciągle obserwując dziewczyny i zaczął ściszonym głosem:

- Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie? Fałszywy król? To może mieć jakiś związek. Nietolerancja narodowa i tak dalej, nie wiąże ci się to ze sobą? - spytał i widząc, jak chłopak powoli, niemal niezauważalnie kiwa głową, powrócił do swojej pozycji, obserwując dalszy ciąg wydarzeń.

- Myślę, że ktoś chce zwyczajnie dokonać cięć na ludności rodowitych Everendlandczyków - stwierdziła w końcu Agnes.

- Jeśli tak jest, to chyba nie sprawa, w którą możemy ingerować - odpowiedziała jej Vivien. Zdawało się, że spadł z niej ogromny ciężar.

Jednak Dale pokręcił głową.

- Ale nie jesteśmy niczego pewni. Tommy, twój ojciec ma coś nowego?

Do Tommy'ego list przyszedł już w poniedziałek. James Robbins zapewnił syna, że już bierze się za tą sprawę i o niczym podobnym nie słyszał od kilku lat. Zapewnił też, że będzie na bieżąco go informował o tym, co wie.

- Nie, nadal nic.

- Ten list powiększa nasz zakres co do poszukiwania informacji - zauważył Shawn. - Powinniśmy się wybrać do biblioteki i poszukać czegoś o czasach wojennych.

- Ja odpadam - powiedziała Agnes. - Nie wejdę tam szybciej, niż w przyszłym roku. Mogę się założyć, że jeśli jeszcze raz wypożyczę coś, co nie jest związane z programem mojej nauki, ta stara jędza wezwie do mnie egzorcystę - wytłumaczyła urażonym tonem.

- To w sumie nie taki zły pomysł... - David udał, że zastanawia się nad tym co powiedział.

Zupełnie znikąd, w ręku Agnes pojawiła się babeczka, która miała służyć jako poczęstunek po skończonym obiedzie. Takie słodkości pojawiały się często, ale uczniowie przeważnie jedli je w przerwach, pomiędzy popołudniowymi lekcjami. Cisnęła nią prosto w ramię Davida. Siła uderzenia spowodowała, że słodkie nadzienie, które było w środku, wylało się na zewnątrz i pozostawiło czerwone, lepkie plamy na bluzie Davida. Dale, Martin i Shawn zaczęli otrawcie się śmiać.

- Oszalałaś? - krzyknął.

- Zmarnowałam przez ciebie jedzenie - powiedziała, zabierając babeczkę, która był przeznaczona dla niego. W życiu by sobie tego nie odmówiła. I do tego wiedziała, że kuzyn nie będzie się z nią sprzeczał. Zmrużył tylko oczy, obiecując jej tym samym zemstę i zaczął ścierać brud chusteczką, która była przy jego talerzu.

Shawn poklepał go po ramieniu z drugiej strony i pocieszył, krztusząc się przy tym ze śmiechu.

- Naprawdę nie wiem, jak ty przy niej wytrzymałeś

Agnes postanowiła wrócić do swojej ogromnej książki, z której nie wycisnęła jeszcze wszystkiego i wstała.



Tydzień później, w pierwszych dniach grudnia śnieg trzymał się już na stałe. Zdarzały się dni, kiedy jego ilość była optymalna, ale przychodziły też takie, gdy śnieg sięgał po kolana. Takim właśnie dniem była środa. I była to idealna okazja (według profesora Ralulfra i chyba tylko niego) by wyjść na zewnątrz i tego dnia przeprowadzić zajęcia sprawnościowe na śniegu.

Na samym początku postanowił zmordować ich zwykłym biegiem, wokół wyznaczonego terenu. Był dość spory, przynajmniej na tyle duży, że po trzech kółkach, każdy, kto nie miał dobrej kondycji, wymiękał. Oczywiście profesor Ranulfr nie pozwolił im na to i poganiał wszystkich, aż do ukończenia siódmego, morderczego koła. Później, kiedy większość powoli zaczęła rozbierać się z puchowych warstw, przypomniał im o strzelnicach. Ostatnio sporo strzelali z łuku i kuszy na przemian, więc nie szło im tak źle. Oczywiście tym razem każdy starał się dwa razy bardziej, niż na przeciętnej lekcji, bo za trafienie zbyt daleko od celu, groziły im karne kółka biegania w sześćdziesięciu centymetrach śniegu.

Gdy zostało im piętnaście minut do końca lekcji, nauczyciel zażądał aby przeznaczyć je na bieg. Oczywiście nie pozwolił im się rozejść ani sekundy szybciej.

Mimo, że Agnes biegała pięć, lub cztery razy w tygodniu, również czuła potworne zmęczenie. Było jej gorąco, ale mimo to założyła na siebie kurtkę, kiedy szła do budynku. W tym momencie zdecydowanie nie chciała być chora.

- Jak ty możesz tak szybko iść? - spytała ją dysząca Vivien. - Ja już czuję, że mam zakwasy, choć zwykle potrzeba mi na to minimum godziny.

- Ja też - uśmiechnęła się szeroko, pomimo okropnego bólu. - Idę tylko dzięki rozpędowi. Gdybym się teraz zatrzymała, nie wstałabym sama co najmniej do jutra.

 - Nie mogę uwierzyć, że mamy jeszcze popołudniowe lekcje.

- Spokojnie, to wszystko już tylko teoria. Będziemy siedzieć do końca dnia. Bardziej martwię się o ciebie - masz jutro trening polo.

Vivanne przybrała taki wyraz twarzy, jakby miała się zaraz rozpłakać. Ale Agnes wiedziała, że dziewczyna sobie tego nie odpuści. Była zbyt sumienna, żeby pozwolić sobie nie przyjść na trening.

Po prysznicu Agnes czuła się tylko gorzej. Nie wiedziała nawet, że jest tyle mięśni, które mogą tak mocno boleć. Przez chwilę była nawet pewna, że nie wyjdzie na obiad i przeznaczy ten czas na odpoczynek, ale czuła jak wszystkie wnętrzności wręcz jeżdżą po jej organizmie.

Cały zamek przygotowany był już na święta. Prawie we wszystkich klasach i w większości nadających się do tego miejscach stały już ubrane choinki. Oprócz tego, nawet jeśli nie było aż taki zimno, na oknach, w zaczarowany sposób,  malowały się białe wzorki, dokładnie takie same, jakie tworzył prawdziwy mróz. Gdzie tylko się dało, upchnięto świąteczne ozdoby - wieńce, łańcuchy, bombki. Nawet pościele w sypialniach były w świąteczne wzorki. Oczywiście stołówka nie pozostawała w tyle. Wręcz przeciwnie, była najbardziej wystrojona, ze wszystkich pomieszczeń. W końcu zajmowała największą powierzchnię w całym zamku. W prawym rogu na przeciwległej ścianie stała ogromna choinka. Agnes wiedziała, że musiała zostać powiększona magicznie, ponieważ choinki takich gabarytów nie rosły nawet na Wyspie Cienia (gdzie w sumie wszystko było większe niż w każdym innym miejscu na ziemi). Była oczywiście obwieszona łańcuchami i bombkami, a dookoła niej latały światełka, które w tym wypadku zastąpiły palące się świeczki.

Już na samym początku została zasypana informacjami. Do Tommy;ego napisał ojciec. Oczywiście został wcześniej powiadomiony to tym, co napisał Rick do Agnes. Na samym początku, dowiedział się o tym, że podczas świąt zostaje w szkole, bo jego rodzice wyjeżdżają. No ale tego się całkowicie spodziewał. Danielle nawet zaoferowała, że zostanie z nim, ale powiedział jej, że ma jechać do domu.

W każdym razie, dostali nowe informacje. James Robbins przyznał, że wiedział o tym dużo wcześniej, ale nie miał zwyczajnie czasu, by o tym napisać. Przed śmiercią, ofiara była torturowana - na jej ciele znaleziono mnóstwo ran ciętych, a wnętrzności były prawie ugotowane, ale nie spowodowało to śmierci. Zgon nastąpił dopiero po podcięciu gardła. Siedem godzin później.

Jednak Agnes nie spędziła tam tyle czasu, ile by chciała i ile zazwyczaj spędzała. Zaraz po zjedzeniu poleciała do pokoju, gdzie przechowywano wszystkie ptaki pocztowe i skąd odbierało się listy. David powiedział jej, że dostała list od ojca. Wiedziała, że pewnie nie ma tam nic na temat, który bał dla niej w tej chwili najważniejszy, ale i tak była niesamowicie ciekawa, co do niej napisał.

Zielone oczy przyglądały się jej z ukrycia.

Weszła do pomieszczenia i szybko odszukała malutką szufladkę z jej imieniem i nazwiskiem. Wyciągnęła z niej jedyną, zaległą kopertę i rozerwała przy woskowej pieczęci.

Nagle usłyszała, jak ktoś otwiera drzwi. Nie zdziwiło jej to i dlatego się nie odwróciła, tylko zaczęła rozkładać starannie pozginany list. To był błąd. Usłyszała, jak kroki cichną tuż za nią. Już miała się się odwrócić, kiedy ktoś przycisnął jej silną dłoń do ust, uniemożliwiając mówienie i jakikolwiek ruch głową. Na początku poczuła jak oblewa ją gorący strach i wypuściła list z rąk na ziemię. Spanikowana otworzyła szeroko oczy i zaczęła się wyrywać, ale osoba z tyłu była zbyt silna.

- Jak myślisz, co mogę w takiej sytuacji zdobić głupiej dziewczynie, która dwa razy interweniowała w moje sprawy? - z początku nie miała pojęcia kto mówi. Nie była nawet w stanie przypomnieć sobie żadnej osoby, która mogłaby mieć jej coś za złe. Logiczne myślenie całkowicie wysiadło i to właśnie był atut działania z zaskoczenia. Nie pozostawało jej nic lepszego, niż czekać aż emocje z niej całkowicie ulecą.

Poczuła, jak druga dłoń mocno zaciska się na jej prawym ramieniu, niemal je miażdżąc. Gdyby mogła, pewnie jęknęłaby cicho z bólu, szczególnie, kiedy jeszcze do tego miała zakwasy. Ręka szarpnęła, odwracając ją w swoją stronę. Serce zabiło jej mocniej. Znała kolesia. To był ten sam trzecioklasista, który nękał Tommy'ego. Jak mogła być tak głupia! Przecież powinna się tego spodziewać.

W przypływie paniki, odruchowo sięgnęła za plecy po różdżkę. Kiedy trafiła na pustkę, cała krew odpłynęła jej z twarzy. Widziała obrzydliwy uśmiech Morgana, który trzymał w ręku jej jedyną deskę ratunku i przyglądał jej się z zainteresowaniem. Ponad jego ramieniem zobaczyła jeszcze jednego chłopaka, tego samego, bez którego się nigdzie nie ruszał.

Poczuła jego pięść na policzku i nie była w stanie utrzymać się na nogach.  Upadła na małe biurko, z którego spadło kilka rzeczy. Miała wrażenie, że właśnie złamał jej szczękę tym uderzeniem. Podnosząc się na ręce, spojrzała na niego z wściekłością, ale za chwilę zarobiła za to kopniaka w brzuch. Skuliła się i odkaszlnęła. Kiedy przetarła usta dłonią, zobaczyła na niej krew. Było jaj tak ciepło, że czuła, jak do spoconego czoła przyklejają się jej włosy.

Morgan podszedł do niej i chwytając za prawą rękę w miejscu bicepsa, podniósł ją, zbliżając się do jej twarzy. Spojrzała lekko nieprzytomnym wzrokiem. Pojedyncze kosmyki, wpadające w oczy, utrudniały jej to jeszcze bardziej.

-  Obiecałem ci nasze spotkanie, prawda? - warknął, nadal się uśmiechając. - Mówiłem ci, że pożałujesz, głupia suko!

Agnes poczuła jak pięść wwierca jej się w brzuch. Wylądowała na plecach. Mocno uderzając tyłem głowy o podłogę. Jęknęła z bólu. Zaczęła się pojawiać powolutku koncepcja.

- Boli? - spytał pogardliwie. - Przyzwyczaj się.

Chłopak zrobił kilka kroków do przodu. Według planu Agnes, miał odnieść wrażenie, że już się poddała.  Ale ona się nie poddawała, zawsze walczyła do końca. Kiedy uznała, że jest wystarczająco blisko, z całej siły, na jaką mogła się teraz zdobyć, kopnęła go w krocze. To, że trafiła było dla niej niemal cudem, ponieważ zwykle rezygnowała z części siły, na rzecz precyzji. Wiedziała dobrze, że to nie wystarczy, dlatego szybko się podniosła na nogi, zgarniając z ziemi świecznik, który spadł, kiedy ona poleciała na biurko. Trzymając na uchwyt, uderzyła w jego skroń podstawą, tak, że musiał upaść na ziemię, jednak nie stracił przytomności. Agnes, biegnąc w stronę wyjścia, wyciągnęła piętnasto-centymetrowy nóż do rzucania. Chłopak, który stał przy drzwiach, właśnie zdążył się zorientować co się dzieje, kiedy coś ostrego zatopiło się w jego udzie. Ryknął z bólu i oparł o framugę drzwi, przyglądając się swojej nodze z przerażeniem. Agnes biegła, nadal trzymając się za brzuch. Kiedy go doskoczyła, wyciągnęła z jego uda swój nóż i otworzyła drzwi, uciekając w stronę dormitorium. Wiedziała, że za chwilę jeden z nich zacznie ją gonić.

Teraz wiedziała, czemu Tommy nie ma z nimi szans. Ona była dziewczyną u użyła tych ruchów, o jakich on nawet by nie pomyślał. No i do tego zawsze chodziła uzbrojona w noże i wątpiła by on również trzymał blisko siebie takie fanty. Biegła po schodach tak szybko, jak tylko pozwalał jej na to organizm, uświadamiając sobie, że ledwo im umknęła.

Wspólny salon, jak i pokój, który dzieliła z dziewczynami, zastała pusty. Modliła się o to. Nie chciała, żeby ktokolwiek zobaczył ją w takim stanie.

Kiedy sięgnęła po różdżkę, aby zakryć to, co z pewnością powstało na jej twarzy, po raz kolejny tego dnia napotkała pustkę. Zrobiło jej się ciepło. Zapomniała o niej. Morgan cały czas miał ją przy sobie. No tak, teraz ciekawe jak ją dostaniesz z powrotem. Na szczęście w jej głowie wciąż powstawało kilka pomysłów. Dopadła szafki przy łóżku Danielle i otworzyła ją, wyjmując kosmetyczkę. Wiedziała, że tak nie powinna, ale nie miała czasu na szukanie innego wyjścia. Wyciągnęła z niej puder, po czym pobiegła do łazienki, która znajdowała się kilka metrów od pokoju.

Stanęła przed lustrem. Na kości policzkowej i krawędzi żuchwy powoli zaczął pojawiać się siniak.  Rozpuściła kitka i związała go w koka, by móc obmyć całą twarz. Wycisnęła puder na palec i posmarowała nim policzek. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Kilka razy zaklęła, kiedy jej nie wychodziło.

Gdy skończyła, kilka razy stanęła bliżej, lub dalej. Stwierdziła, że na pierwszy rzut oka nic nie widać, rozpuściła włosy, by pomogły zakryć lewą stronę policzka. Przełknęła głośno ślinę i oparła się rękoma o umywalkę. Powoli zaczynało do niej dochodzić to, co właśnie się stało.

Została pobita.

Odwróciła się w stronę drzwi i mocno walnęła pięścią o ścianę. Nie poczuła bólu. Wyszła szybkim i nerwowym krokiem z łazienki, żeby odstawić puder Danielle na miejsce. Miała tylko nadzieję, że nikt jeszcze nie wrócił.

Jak on śmiał?! Jak on w ogóle mógł ją tak zaatakować? To w żadnym przypadku nie kwalifikowało się do normalnego zachowania. To było chore. W całej tej sytuacji była jedna rzecz, która sprawiała, że w pewnym sensie Agnes było do śmiechu. Ten cały Morgan cały czas musiał chodzić z obstawą. Nawet kiedy chciał zaatakować ją - nieświadomą i do tego dziewczynę.

Pokój zwów zastała pusty. Nim odłożyła kosmetyk na miejsce, przelała część substancji do małego pojemniczka, bo była pewna, że będzie tego jeszcze potrzebować. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Chwyciła się za głowę z obu stron, jakby to miało kazać jej myślom przestać przewijać się jak na przyspieszonym filmie. Pomogło. Zastanowiła się nad tym, co by w tym momencie zrobiła.

Podeszła do swojego łóżka i wyciągnęła torbę, z którą chodziła na lekcje. Wypakowała z niej stare książki i zamieniła na te, które będą jej potrzebne do popołudniowych lekcji.

Ktoś otworzył drzwi, a Agnes serce podskoczyło do gardła. Prawie krzyknęła.

- Spokojnie - zaśmiała się Vivanne.

Agnes odwzajemniła uśmiech. Nie była osobą bojaźliwą, ani taką którą łatwo zastraszyć, ale cięgle czuła jak jest zdenerwowana. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie się stało. Bolał ją nawet od tego brzuch.

- Jakie mamy teraz lekcje? - spytała.

Vivien przez chwilę przybrała skupiony wyraz twarzy.

- Teorię czarnej magii i dwie godziny z Winscentem, chyba geografii, ale nie jestem pewna, dlatego spakowałam geografię i historię.

Agnes zrobiła to samo. Spojrzała na zegarek. Miały jeszcze czterdzieści dwie minuty. Musi koniecznie coś wymyślić, żeby odzyskać różdżkę. Położyła się na łóżku, wyciągając książkę z pod poduszki. Otworzyła ją na stronie, na której skończyła i zaczęła udawać, że czyta. W rzeczywistości obmyślała plan.

Nie miała jak do gościa podejść, bo przecież nie zastanie go samego. No i do tego on miał tą przewagę, że mógł używać różdżki, a ona była bezbronna. Miała tylko swoje noże, a przecież ich nie użyje. Prawda byłą taka, że nie miała żadnych szans. Nie sama.

Do pokoju weszła Danielle z Olivią i kilkoma dziewczynami.

Agnes wyjęła kartkę z notatkami z końca książki i zajęła się czytaniem. Znów spojrzała na swoje paznokcie. Nadal były w opłakanym stanie, choć już nie wyglądały tak, jakby ktoś postanowił je połamać i wyrwać od połowy. Zauważyła też lekkie drżenie rąk. Nadal nie miała różdżki. Za nic nie mogła się skupić na czytaniu. Spojrzała na Vivanne. Ona też siedziała na łóżku, oparta o poduszkę i miała w ręku coś na kształt ołówka, którym coś bardzo zawzięcie kreśliła na białej kartce. Agnes wiedziała, że nie wzięła go z Everelandu, bo nigdzie tego nie spotkała.  Musiała to wytrzasnąć, kiedy była na Wyspie Elfów. Tam było całe mnóstwo takich rzeczy.

Zeszła ze swojego łóżka i ruszyła w stronę rudej przyjaciółki. Dopiero wtedy Agnes zauważyła, że dziewczyna nie ma kartki, tylko cały, duży zeszyt. Jednak nie zdążyła zobaczyć tego, nad czym pracowała Vivien, bo w odruchu szybko zatrzasnęła zeszyt. Czy ona coś ukrywała?

- No daj spokój - mruknęła rozbawiona Agnes. - Czy to jest aż tak tajne?

Vivien się zmieszała.

- Nie, ale... To jest... prywatne – powiedziała uśmiechając się nieśmiało, a na jej policzki wylał się uroczy rumieniec.

Agnes postanowiła nie drążyć tematu, ale usiadła na łóżku zaraz obok przyjaciółki. Zaczęła ją wypytywać na temat świątecznych planów. Wymieniły się zwyczajami, które obowiązują u nich w okresie świąt, tym co zawsze robią, co kupiły rodzinie i przyjaciołom na prezenty. Dopiero wtedy Agnes sobie uświadomiła, że nie ma dla żadnego z nich prezentu. Nie pomyślała o nikim, nawet o ojcu. Tak bardzo przejęła się tym trupem, że zapomniała o tym, o czym w tej chwili powinna najbardziej pamiętać. Na jej szczęście, jeszcze pod koniec tego i przyszłego tygodnia, będzie organizowane wyjście do miasta. Przerażała ją myśl, że za niecałe trzy tygodnie wraca do domu, bo rozpocznie się przerwa świąteczna i wróci do szkoły dopiero po nowym roku.

Była ciekawa tego, jakie plany ma jej ojciec. Często nowy rok spędzali w jakimś dziwnym miejscu, dlatego zastanawiała się co będzie tym razem. I (choć w życiu by się do tego nie przyznała) myślała o tym co dostanie od taty na święta w prezencie.

Nie rozmawiały o niczym konkretnym i tak czas im zleciał aż do momentu, kiedy musiały się wybrać na pierwszą lekcję. Agnes niezwykle cieszyła się, że nie będzie musiała używać na niej różdżki. Gdy sobie o tym przypomniała, znów zrobiło jej się ciepło i poczuła, jak ogarnia ją to okropne uczucie rzeczywistości.



Po dwóch lekcjach z profesorem Winscentem znów o wszystkim zapomniała. Lubiła tego człowieka, był bardzo pozytywny i luźny. Nie była zresztą jedyna. Nie znała w swojej klasie osoby, która powiedziałaby na niego złe słowo.

Gdy weszła do pokoju, wpadła na zupełnie genialny pomysł. Być może i miała takie zakwasy, jakich nie czuła od dawna, ale wiedziała, że to jej wyjdzie na zdrowie. W końcu musiała jakoś dać upust swoim emocjom, których miała w sobie aż nadmiar. Wzięła swoją torbę i upchała w niej wszystkie rzeczy, które miały być jej potrzebne do wzięcia prysznicu i upchnęła tam kilka noży do rzucania. Nikomu nic nie powiedziała. Nim zeszła, przebrała się z luźny dres, bokserkę i okryła gołe ramiona bluzą z błyskawicznym zamkiem. Na koniec upięła swoje długie włosy w wysoką kitkę, całkowicie zapominając o tym, że ma niedokładnie zamaskowany ślad po uderzeniu.

Zbiegła na najniższe piętro, do podziemi i otworzyła odpowiednie drzwi. Nie była tu po raz pierwszy, to miejsce doskonale znała. Przychodziła tu, kiedy uznała, że czuje taką potrzebę, kiedy była zła, albo gdy uznała, że się w tym opuściła i trzeba podszkolić swoje umiejętności.

Była to spora sala, w której był cały świat Agnes. To tu odbywały się wszystkie zajęcia z samoobrony zimą. Uczniowie przychodzili tu, kiedy chcieli poćwiczyć strzelanie z łuku, kuszy, rzucanie nożami, poćwiczyć walkę wręcz, sztuki walki, albo kiedy poczuli, że powinni się podszkolić z szermierki.

Oczywiście nie była tu jedyna. W sali było na oko dziesięciu innych uczniów. Znała tylko Dale'a, który akurat ćwiczył samoobronę, poprzez walkę wręcz, z jakimś gościem, którego widziała tylko kilka razy na oczy.

Ustawiła się naprzeciwko tarczy do rzucania, zaczynając z odległości pięciu metrów i położyła torbę na ziemi. Przypomniała sobie, kiedy dopiero zaczynała się tego uczyć i metr był dla niej tak problematyczny, że trafiała ostrzem do celu może raz na dwadzieścia. Teraz było to dla niej nic.

Nie wyjęła żadnego noża z pasa, czy z okolic kostki. Poza Davidem nikt nie wiedział, że nosi ze sobą noże. Taka wiedza w głowie niepożądanej osoby mogłaby wyrządzić jej wiele szkód. No i przede wszystkim, nie chciała uchodzić za fanatyczkę. Być może nią była, ale nie chciała, żeby też inni to wiedzieli.

Sięgnęła głęboko do torby i wyjęła pięć noży. Przełożyła je do lewej ręki, zostawiając w prawej tylko jeden. Wzrokiem wymierzyła odległość, w jakiej powinna stanąć, żeby nóż nie odbił się złą stroną. Robiła już to naturalnie, takie zachowania weszły jej w nawyk. Chwyciła nóż na ostrze. Zamachnęła się i puściła. Udało jej się tylko usłyszeć trzask, gdy nóż wbił się w cel do połowy ostrza. Z większej odległości wbijał się czasem nawet po rękojeść. Rzuciła kolejnym i kolejnym. Wbijały się jeden obok drugiego. Wyrzuciła ostatnie dwa i podeszła do tarczy, żeby je wszystkie wyciągnąć. Znów się uśmiechnęła, kiedy przypomniała sobie scenę z dzieciństwa, jak nie była w stanie wyciągnąć noża zatopionego w drewnie.

Stanęła kilka metrów dalej. Po dwóch celnych rzutach znów się oddaliła. Wbiła wszystkie pięć i znów podeszła, żeby je wyciągnąć. Nie zauważyła, jak Dale przeciera spoconą twarz i wymienia kilka uwag na jej temat z kolegą.

Zrobiło jej się ciepło i zdjęła bluzę. Dale nadal się jej przyglądał. Zainteresowała go prawa ręka. Na pierwszy rzut oka, nie widział nic, ale gdy spojrzał dokładniej, widział wyraźnie, że ma na niej delikatne zaróżowienie, identyczne, jak na ramieniu.

Stanęła jeszcze dalej i tym razem trzymała za rękojeść. Wzięła zamach i poczuła boleśnie napinające się mięśnie pleców. Trafiła, a nuż zanurzył się aż po rękojeść. Była już kilkanaście metrów od tarczy i za każdym rzutem się oddalała.

Skończyła dopiero, gdy oddała pięć celnych rzutów z odległości dwudziestu trzech metrów.

Dale i Leo cały czas się jej przyglądali.

- Ja mam problemy przy piętnastu metrach - przyznał się Leo.

- Dla mnie ostatnia, pewna odległość to osiemnaście - odpowiedział mu Dale, odprowadzając dziewczynę wzrokiem. - Skubana, jest zdolna.

Agnes czuła się dużo lepiej. Oczywiście nie dała z siebie wszystkiego, ale wystarczająco, by się nieco zmęczyć i spocić. Dlatego teraz kierowała się w stronę pryszniców.

Puściła letnią wodę. Już drugi raz tego dnia poczuła, jak uspokaja jej nadwyrężone mięśnie. Włosy miała związane w wy koka, by ich nie zmoczyć, ponieważ nie miała jak ich osuszyć.

Szybko się umyła i ubrała. Spojrzała w lustro i natychmiastowo zaklęła. Przez pot cały puder, jaki miała na lewym policzku, poszedł w zapomnienie. Malował się tam teraz wyraźny, fioletowy siniak. Rozpuściła włosy i rozczesała je. Zagarnęła wszystko do przodu, ale tak jak się spodziewała - niewiele to dało. Tym razem nie miała żadnego lepszego pomysłu, który mógłby ją uratować. Pozostaje jej trzymać głowę w dole i mieć nadzieję, że nie spotka nikogo znajomego.



Tym razem nie miała tyle szczęścia, co poprzednio, kiedy ukradła puder Danielle. Gdy wyszła z sali spotkała na swoje drodze do pokoju Thomasa. Jednak po chwili namysłu, uświadomiła sobie, że chłopak jest najmniejszym złem z wszystkich osób, jakie mogły na nią wpaść. Ustawiła się tak, żeby mieć go po swojej prawej stronie.

- Nie dajesz sobie spokoju, co? - spytał zaczepnie. - Danielle mi mówiła, że dostaliście dzisiaj prawdziwy wycisk na samoobronie, a ty jeszcze leciałaś na trening?

- To nic – odpowiedziała z uśmiechem. - Vivanne ma jutro trening polo, tam dopiero dostanie wycisk.

- Uuu... - Tommy się skrzywił. - To będzie bolało. Ty jutro też nie masz lekko, bo przecież idziesz się pojedynkować.

Agnes odwróciła głowę i zadarła ją lekko do góry, żeby posłać mu pytający wzrok. Dziwnie się jej przyjrzał. Szybko zorientowała się o co może mu chodzić i znów odwróciła głowę. Nic na ten temat nie powiedział.

 - Klub pojedynków. Jutro musimy tam być - dopiero teraz Agnes uświadomiła sobie, że Tommy należy do klubu pojedynków, chociaż widziała go tam już chyba swojego pierwszego dnia.

- Faktycznie – przyznała smutno. - Jakoś wyjątkowo się nie cieszę.

- Jestem pewien, że gdyby nie to, przyszedłbym pooglądać trening waszej drużyny. Vivien będzie tam umierać. Szkoda, że tego nie zobaczę - powiedział to takim tonem, jakby ktoś właśnie zabrał mu najlepszą zabawkę.

Agnes zaśmiała się.

- Tak, ja też tego żałuję. Hej! - Nagle się ożywiła. - Jeszcze nigdy z tobą nie walczyłam!

- Rzeczywiście. Musimy to nadrobić - zaśmiał się.

Szli jednym z tych mniej uczęszczanych korytarzy. Tommy celowo obrał tą drogę, bo od samego początku mu coś nie pasowało. Kiedy zobaczył, że jest zupełnie pusto, chwycił dziewczynę za ramię i gwałtownie odwrócił w swoją stronę.

W pierwszym momencie Agnes ofuknęła go i spytała czy zwariował, ale później sobie uświadomiła, że doskonale wie dlaczego to zrobił. Szybko odwróciła głowę w drugą stronę, ale było już za późno. Tommy delikatnie chwycił ją za podbródek i powoli odwrócił tak, by zobaczyć interesujący go policzek. Gdy podniósł drugą rękę, by odgarnąć zakrywające część włosy, zaczęła się wyrywać i wzmocnił uścisk i syknęła z bólu.

- Uspokój się - upomniał ją surowo.

Na korytarzu było wystarczająco jasno, by mógł zobaczyć siniaka. Po czasie stwierdził, że do zobaczenia go, nawet nie potrzebowałby światła. W miejscach, gdzie najbardziej wystawały kości był już ciemniejszy. Wiedział, że za dzień, lub dwa będzie ciemnofioletowy. Reszta była zwyczajnie posiniaczona. Na pewno nie wyglądało to dobrze. Wypuścił ze świstem powietrze. Wiedziała, że jest zły i wiedziała dlaczego. Obwiniał siebie, że oberwała za to, że się za nim wstawiała. Oberwała za niego. To jednak nie powstrzymało jej przed podejmowaniem prób ratowania sytuacji. Uśmiechnęła się szeroko i powiedziała wesoło:

- Wiem, że jestem sierotą. Poślizgnęłam się dzisiaj i spadłam ze schodów jak szłam...

Nie wytrzymała ostrego wzroku, jakim wciąż mierzył ją Tommy i przerwała. Jednak nie spuściła oczu, nie pozwoliłaby sobie na to.

- Tak to ma działać? - spytał chłodno. - Teraz ty będziesz obrywać? Jak już się w coś pakujesz, to chociaż bądź gotowa na konsekwencje i spodziewaj się ich - przez chwilę mierzył ją tym wzrokiem. Później postanowił przejść do konkretów. - Kiedy?

Agnes miała związane ręce. Mogłaby zacząć krzyczeć i nie podać mu żadnych informacji, co pewnie normalnie by zrobiła, ale wtedy nie miałaby co liczyć na to, że będzie siedział cicho i nikomu o tym powie. Jeszcze była jakaś szansa.

- Po południu. Jak poszłam przeczytać list od ojca.

- Co ci jeszcze zrobił?

- Nic.

Widziała jak szczęka Tommy'ego się zaciska.

- To była całkowicie moja wina! - powiedziała szybko w obawie, że zrobi coś głupiego. - Po prostu jestem niewygadana i powiedziałam o kilka słów za dużo.

- Tak to był twoja wina - odpowiedział tak delikatnie, jakby mówił coś do dziecka, co zupełnie zbiło ją z tropu. Pierwszy raz widziała go z taką miną. - To była twoja wina już wtedy, w stajni - przypomniał jej o ich pierwszym spotkaniu podczas szlabanu. - Później, w halloween, tylko go zmotywowałaś.

Agnes nerwowo nabrała powietrza i nerwowo je wypuściła. Znów czuła się przerażona. Tym razem jeszcze mocniej.

- Tylko proszę cię, nie mów im nic - błagała. Nie chciała awantury. Jeśli się wygada, zna zakończenie tej sytuacji aż za dobrze. Przy odrobinie szczęścia może jej ojciec o niczym by się nie dowiedział, ale David z całą pewnością zrobiłby coś głupiego, a dla niej nie był to powód, do robienia jakiejkolwiek, nieprzemyślanej rzeczy.

Zgodził się i zaczął powoli odchodzić.

- Tommy? - spytała nieśmiało. Była naprawdę zdesperowana, że o to prosiła. - Możesz mi w czymś pomóc?

7 komentarzy:

  1. Dobrze, nie krzycz, już wszystko przeczytałam i już komentuje xD.
    Taki joke, w każdym razie: jestem i raczej tego miejsca prędko nie opuszczę :).
    Jak już mówiłam: opowiadanie przypomina mi taką jedną książkę, która
    z kolei przypomina mi inną książkę, oraz grę: Eragon - z powodu smoków; Uniwersum WarCrafta, a dokładniej WC III: the Frozen Thorne i WoW WotLK z powodu *fanfary* Plagi (i trochę podobieństwa do Płonącego
    Legionu było) xd. Ale za nic nie mogę sobie tytułu przypomnieć... No
    nic.
    Trochę błędów jest, to fakt, ale bardzo ładnie wszystko opisujesz, raczej trudno jest pogubić :). W poprzednim rozdziale podobała mi się końcówka :D. Akurat czytałam po zjedzeniu i nie zapowiadało się na wymioty - efekt oglądania serialów kryminalnych xD. (No ba, kiedyś do śniadania Surgeon Simulator oglądałam :D).
    Mam przeczucie, że Dale i Agnes będą razem, ale ciii... Nic nie mówiłam ;d.
    David i Agnes to urocze rodzeństwo :D. Bardziej się kochają, niż ja z
    siostrami ;P.
    Uuu... Morgan dostanie w ostro w dupę ;D. Ma przerypane. Agnes go
    pożre (to niekoniecznie jest przenośnia ;P). Muahahahaha!
    Nie, no, zapowiada się naprawdę ciekawie, nie mogę się doczekać
    rozwoju sytuacji :D.
    Pozdrawiam,
    Death.
    Tak, wiem, jestem chora ;d.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś po prostu genialna, jak myślę o tym ,ze mam takiego czytelnika, aż chce mi się pisać :D.
      Zastanawiam się, którego z twoich blogów powinnam zacząć czytać... może jakaś mała sugestia:P?

      Usuń
    2. To od Ciebie zależy ;). "Farawell lies and demons..." i "Hide In Shaodws" to fici o Lokim, "Madness Is All Over Her" horrorek, a "Runiczne Ostrze" fantasy (z którego jestem dumna. Pierwsze opowiadanie, które zaczęłam i jeszcze nie skończyłam :P). Wybór należy do Ciebie :).
      No i dziękuje za komplement, to jest akurat jeden z tych, które są nawet spoko, bo ogółem to wole moje wady, nie zalety, hehe xD. Wredna Psychopatka ;D.

      Usuń
  2. W takim razie zdecyduję się chyba na dwa ostatnie, bo uwielbiam i horrory i fantasy :D. No i w sekrecie powiem ci, że tym razem to nie Agnes skopie mu tyłek, ale spokojnie, jeszcze będzie miała sporo okazji :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuu... Spoilery :D. Kurde, ostatnio koleżanka mi zaspojlerowała cały 4 sezon Once Upona a Time, bo ja się dopytywałam o różne rzeczy :'D.
      To tym bardziej się nie mogę doczekać kontynuacji :P. Właśnie wzmogłaś mój głód :d.

      Usuń
    2. A tak właśnie sobie przypomniałam: powinnaś dodać dodatek z obserwatorami, przydatne naprawdę ;).

      Usuń
  3. Hej hej ;)
    Dziękuję za wiadomość o nowym rozdziale. Oj i nie przejmuj się ilością postów, nadrabiają jakością ;D Po za tym nie są krótkie, więc to jakbyś napisała kilka mniejszych w jednym. Agnes jest jedną z najlepiej stworzonych postaci jakie spotkałam w opowiadaniach blogowych. Gratki ^^ Piszesz jak zawsze świetnie, kilka błędów rzuciło mi się w oczy, ale nie będę wypominać, bo sama robię ich dużo więcej :x Oby tak dalej i czekam, aż Agnes dokopie chłopakom ;) Weny życzę i nie masz się o co martwić, masz dla kogo pisać!

    OdpowiedzUsuń